Jan Paweł II przywołał mnie do Rzymu |
Magdalena Wolińska-Riedi przez 16 lat była obywatelką najmniejszego państwa świata. Od 2014 r. jest korespondentką Telewizji Polskiej w Rzymie i w Watykanie. Jest autorką dwóch niezwykle ciekawych książek: Kobieta w Watykanie i Zdarzyło się w Watykanie, w których opisuje, jak żyje się w najmniejszym państwie świata opierając się na własnych doświadczeniach, a także przytacza nieznane dotąd historie zza Spiżowej Bramy, opowiedziane przez świadków wydarzeń, dobrych znajomych autorki.
Adam Szewczyk: Kobieta w Watykanie to książka, w której, jak sama Pani wskazuje, czytelnik prowadzony jest za rękę po miejscach, które stanowiły dla Pani dom i najważniejszy punkt odniesienia przez kilkanaście lat. Jak narodził się pomysł, by opisać organizację mikroskopijnego państwa, jakim jest Watykan i Pani rodzinnego w nim życia?
Magdalena Wolińska-Riedi: Głęboko wierzę, że we wszystkich sprawach i momentach naszego życia jesteśmy w jakiś sposób prowadzeni. Muszę przyznać, że przez trzy, może cztery lata przed powstaniem Kobiety w Watykanie, różne polskie wydawnictwa „pukały” do moich watykańskich drzwi z propozycją spisania nadzwyczajnych przeżyć, jakie opatrznościowo były moim udziałem przez kilkanaście lat. Najpierw całkowicie wykluczałam tę możliwość, ale z czasem zaczęło kiełkować we mnie pragnienie, by jednak kiedyś w jakiejś formie podzielić się opowieścią o tym niesamowitym mikroskopijnym świecie. I kiedy Znak, jako kolejny już wydawca, starał się namówić mnie do napisania książki, przydarzyło mi się bardzo skomplikowane złamanie nasady piszczela na nartach w Szwajcarii i konieczność spędzenia w łóżku 3 miesięcy. I to był ten moment. Zrodził się spontanicznie. Zaczęłam pisać kartka po kartce, przywoływać wspomnienia i przelewać na papier historyczne wydarzenia, jakich byłam świadkiem bądź uczestnikiem, przeplatając je z osobistymi refleksjami o życiu za Spiżową Bramą. Byłam jedyną Polką, która jako świecka kobieta za murami Watykanu przeżyła z bliska trzy pontyfikaty, śledziłam w bezpośrednim sąsiedztwie codzienne życie trzech papieży, a zarazem wielkie przemiany w najnowszej historii Kościoła, które obserwowałam i jako obywatelka Watykanu i jako osoba, która studiowała historię Kościoła na jednym z papieskich uniwersytetów w Rzymie, na słynnej Gregorianie. Z czasem nabrałam przekonania, że warto podzielić się tą wiedzą i doświadczeniem z innymi ludźmi, z czytelnikami.
W sposób przemyślany, barwny, dynamiczny, do tej pory niespotykany opisuje Pani prozę życia Watykanu. To daje możliwość poznania tego, co dla przeciętnego człowieka jest zakryte, choć niezbędne do funkcjonowania państwa i codziennego życia jego obywateli. Jak rodzina oraz grono Pani watykańskich przyjaciół przyjęli chęć opisania owych codzienności?
Pisanie tej książki kiełkowało we mnie powoli, sama - jak już wspomniałam - przez długi czas nie byłam o tym przekonana i dlatego moim pomysłem właściwie nie dzieliłam się z innymi. Osoby obcojęzyczne, w tym te z najbliższego mi otoczenia, ze względu na barierę językową nie były w stanie zajrzeć na strony rękopisu, doradzić mi w czymś, czy podzielić się wrażeniami. To było dzieło, które wypływało z głębi serca, słowa bardzo często pisały się same, biegły szybciej niż myśli. Jestem osobą wrażliwą na otaczający mnie świat, na jego piękno i złożoność – to, co czułam i sposób w jaki wspominałam ponad 16 lat przeżytych w najmniejszym państwie świata o tak specyficznym ustroju, czyli w elekcyjnej monarchii teokratycznej, przelewałam po postu na kartki mojej książki i budowałam kolejne rozdziały.
Opisywany przez Panią obszar życia tak społeczności jak i obywateli Watykanu z jego postacią numer 1, czyli papieżem na czele, zawiera w sobie prócz waloru dokumentalnego spory ładunek emocji, wynikających z bezpośredniego uczestnictwa w wielu niezwykłych wydarzeniach życia Kościoła. Czy Pani zdaniem można żyć w Watykanie nie czując ducha Kościoła, ograniczać się tylko do wykonywania czynności, funkcji zawodowych?
No oczywiście, że można. Myślę, że nie tylko można, ale nierzadko się to zdarza. Znam wiele przykładów osób, które w cieniu kopuły św. Piotra pracują latami, zupełnie nie łącząc wymiaru tego wyjątkowego miejsca na ziemi ze swoim codziennym życiem. Niedawno w jednym ze szwajcarskich magazynów kolorowych ukazał się wywiad z byłym gwardzistą, który publicznie przyznał się do swojego homoseksualizmu podkreślając, że zawsze tak się czuł, również wtedy kiedy wstępował w szeregi papieskiego wojska, choć oczywiście nigdy o tym z nikim nie rozmawiał. Są pracownicy różnych watykańskich instytucji, którzy są rozwiedzeni, czy prowadzą podwójne życie, choć milczą na ten temat, więc formalnie nikt o tym nie wie. Nie sądzę by w takich przypadkach można było mówić o tym, że czują ducha Kościoła i żyją zgodnie z nim.
Wiele poruszających wydarzeń opisała Pani w kolejnej książce pt. Zdarzyło się w Watykanie. To państwo, jak pisze Pani we wstępie, to przede wszystkim ludzie, i to im tym razem oddała Pani głos. Jak udało się ich do tego zaprosić, namówić…?
To zaufanie, jakiego owocem są piękne poruszające wywiady zawarte w Zdarzyło się w Watykanie, budowało się przez lata. Wszystkie te osoby, bohaterowie mojej książki, to ludzie, którzy subtelnie od zawsze towarzyszyli mi w moim codziennym życiu w Watykanie - a to sanitariusz, którego spotkałam w przychodni, gdy szłam na badania, a to szef drukarni, który z okazji Świąt zawsze przynosił mi plik pięknych kart z życzeniami, a to ogrodnik, którego spytałam na spacerze w ogrodach watykańskich, a to krawiec papieskiej Gwardii Szwajcarskiej, który z okazji Pierwszej Komunii św. mojej córci uszył jej albę… Wielokrotnie też braliśmy udział we wspólnych uroczystościach, obchodach, rocznicach w koszarach Gwardii. Nasza codzienność za Spiżową Bramą przeplatała się przez te wszystkie lata, oni obserwowali jak rodziły się i rosły moje dzieci, jak rozwijała się moja praca zawodowa. I ten ładunek zaufania i wzajemnego szacunku pozwolił na przełamanie barier i oporu, jakie pewnie mieliby wobec każdego innego dziennikarza. Wspomnienia o których opowiadają, były nierzadko naszym wspólnym udziałem, to zadzierzgnęło tę nić porozumienia. I pozwoliło na powstanie opowieści chwytających za serce.
Była i jest Pani naocznym świadkiem przebiegu pontyfikatu trzech kolejnych papieży, poczynając od Jana Pawła II. To jego pontyfikatowi miała Pani okazję przyglądać się najdłużej, wzrastać i wejść podczas jego trwania w dorosłe życie. Czy w związku z tym jest on Pani najbliższy, najbogatszy, najbardziej intymny, czy może dziś jest to już za Panią i z nowym otwarciem patrzy Pani na przyszłość Kościoła, także swojej w nim roli?
Na pewno pontyfikat Jana Pawła II jest tym, który najgłębiej i najmocniej naznaczył moje życie, zdeterminował niejako to wszystko, co przyszło później. Postać naszego papieża to był zawsze nurt przewodni w moich wyborach, to on niejako „przywołał” mnie do Rzymu w 2000 r., kiedy przyjechałam jako wolontariuszka na ŚDM na przełomie tysiącleci. To wtedy ostatniego dnia mojej posługi wolontariuszki, na Spiżowej Bramie poznałam mojego przyszłego męża. Jan Paweł II zawsze sprawiał swą obecnością i prawdziwym polskim ciepłem jego prowadzonego przez siostry sercanki apartamentu w Pałacu Apostolskim, że czułam się w watykańskich murach jak u siebie. To w pierwszych latach mego życia z dala od najbliższych, od Polski gdzie wyrosłam, było dla mnie szalenie ważne, stanowiło swego rodzaju antidotum na samotność jaką odczuwałam. To jemu zaufałam w chwili, gdy przez dość długi czas nie mogłam zajść w ciąże, modliłam się u jego grobu jeszcze wtedy w grotach watykańskich i zostałam wysłuchana. Jan Paweł II po dziś dzień jest niezwykle kochany i wspominany z ogromną życzliwością i nostalgią pośród pracowników Watykanu, a ja jestem dumna, że kiedy spotykają mnie gdzieś na uliczkach za Spiżową Bramą, od razu powracają w nich wspomnienia z tamtego niezapomnianego dla nas wszystkich czasu jego pontyfikatu. Cieszę się, że często w mojej pracy korespondentki mogę przywoływać jego postać i jego nauczanie, że mogę relacjonować obchody związane z rocznicami i ważnymi wydarzeniami, które do dziś go dotyczą. Uważam za niezwykły znak Opatrzności, że dane mi było być tu, w sercu Watykanu u jego boku w ostatnich latach jego życia, chciałabym nadal móc przywoływać jego osobę, być świadkiem jego pontyfikatu tak, jak pamiętają go ludzie, którzy przez lata służyli u jego boku. Pragnęłam, by moja książka Zdarzyło się w Watykanie była choć małym symbolicznym hołdem jemu oddanym i moim osobistym podziękowaniem za tę Siłę i Wiarę, jaką zawsze mi dawał.
Z pewnością wiele stacji telewizyjnych chciałoby mieć korespondenta będącego dosłownie tak blisko spraw Watykanu. Żyjąc za Spiżową Bramą, a jednocześnie pracując jako dziennikarz potrafiła Pani subtelnie i skutecznie zarazem rozdzielać te rzeczywistości. Rzetelne, pozbawione zbędnej sensacyjności korespondencje stały się Pani marką, rozpoznawalnym znakiem, a ich dodatkowym atutem są nadal aktualność i atrakcyjna forma przekazu. Trudno jest zachowywać taki balans?
Nigdy nie miałam dylematów z tym związanych. Zawsze to Watykan był dla mnie priorytetem, to miejsce przyjęło mnie z wielkim, otwartym sercem kiedy byłam bardzo młoda i wystraszona tym, co czeka mnie tutaj, na obczyźnie. To moja druga Ojczyzna i moje miejsce na ziemi, któremu ogromnie dużo zawdzięczam. Znam tu każdy kamień, każdy zaułek, tu rodziłam moje dzieci, tu stawiały one swoje pierwsze kroki i wypowiadały pierwsze słowa. I to tutaj zawsze mocniej bije moje serce. Jako dziennikarka owszem, zawsze miałam dostęp do informacji znacznie wcześniej, niż inni koledzy watykaniści, często byłam naocznym świadkiem różnych zdarzeń, które odbiły się na świecie szerokim echem, jak słynne skandale Vatileaks, uwięzienie kamerdynera Benedykta XVI, czy śmierć arcybiskupa Wesołowskiego. Ale zawsze potrafiłam, mam nadzieje, zachować równowagę i nigdy nie próbowałam przyciągnąć widzów „tanią sensacją”, która mogłaby tylko zaszkodzić Stolicy Apostolskiej, gdy nie było żadnej potrzeby, by o tym mówić.
Ogłoszono nowy termin beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego, niezłomnego pasterza Kościoła, tak bliskiego sercu papieża Jana Pawła II. Czy w Watykanie żywa jest pamięć o Prymasie Tysiąclecia, który przeprowadził Kościół w Polsce przez mroczny okres komunizmu?
W wielu kręgach, zwłaszcza pośród starszych, czasem już emerytowanych pracowników Watykanu, którzy spędzili nieraz dziesięciolecia za Spiżową Bramą, w tym cały pontyfikat Jana Pawła II, postać kardynała Wyszyńskiego jest wciąż żywo obecna. Często przywołują oni pierwsze konklawe z 1978 roku, gdzie właśnie Prymas Tysiąclecia był jednym z papabili i jego gest przy drugim konklawe, kiedy prosił, by nie głosować na niego, ale na młodego kardynała z Krakowa. Przez miłość i oddanie do Jana Pawła II wciąż jest tu odczuwalna wdzięczna pamięć o jego wielkim Nauczycielu i przyjacielu, kardynale Wyszyńskim.
***
Magdalena Wolińska-Riedi urodziła się w Warszawie w 1979 r. Jest tłumaczką, producentką i dziennikarką. Ukończyła studia magisterskie w Katedrze Italianistyki Uniwersytetu Warszawskiego, studia doktoranckie na Wydziale Historii Kościoła Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie i Akademię Dyplomatyczną PISM w Warszawie. Ponadto jest tłumaczką Trybunału Roty Rzymskiej i Sygnatury Apostolskiej w Watykanie, realizatorką i współproducentką ponad 20 filmów dokumentalnych i seriali o Watykanie i papiestwie. Podczas ŚDM w 2000 r. poznała swego przyszłego męża, jednego z członków Gwardii Szwajcarskiej. Jest też szczęśliwą matką dwóch córek.
Tekst: Adam Szewczyk